W
życiu nadchodzi taki momenty, gdy zakochujesz się i czujesz, że chcesz
zestarzeć się z tą osobą. Jesteś szczęśliwa i chcesz poznać członków rodziny
swojego przyszłego partnera, to całkiem sielankowy obraz w kwestii małżeństwa.
Tylko w moim przypadku to nie było wcale takie normalne. Nigdy nie planowałam z
nikim przyszłości, byłam święcie przekonana o tym, że na starość zostanę sama z
czterema psami, aż tu nagle zjawia się Louis i wywraca moje dotychczasowe życie do góry nogami. Byłam
ciekawa, kto spodziewał się dla mnie takiej świetlanej przyszłości. Małżonka u
boku bogatego biznesmena. Świetny pozór. Minęło dopiero parę dni, odkąd stałam
się jego niewolnicą . Muszę przyznać, że moje obawy z początku wydawały się
śmieszne. Było całkiem inaczej. Nie gwałcił mnie i nie zmuszał do seksu, co
prawda wyzywał mnie od grubych świń, przez co całkowicie straciłam poczucie
własnej wartości, ale czułam się bezpiecznie. Głupie, ale tak było.
Otrząsnęłam
się z mojego długiego przemyślania dopiero, gdy przede mną pojawiły się dwie
sylwetki. Państwo Tomlinson – wzięłam
szybki wdech, a moje płuca wypełniło powietrze. Zesztywniałam niemalże
natychmiast i ścisnęłam mocniej dłoń Louisa.
-
Louis, synku – zaczęła pani Jay. Byłam wdzięczna brunetowi, że w samochodzie
poinformował mnie, o tych, jak to stwierdził, podstawowych informacjach.
-
Widzę, że nas nie kłamałeś – stwierdził wysoki, lekko zgarbiony mężczyzna,
stojący obok pani Jay. Jak mogłam się tylko domyśleć był to jej mąż.
-
A ile poznałeś moich narzeczonych? – zażartował Louis, podziwiałam go za to, że
w takiej sytuacji potrafił żartować przy tym będąc nadal szarmanckim dupkiem.
-
To twoja narzeczona? – wskazał na mnie, a ja zacisnęłam zęby. Czemu usłyszałam
obrzydzenie w jego głosie? Czemu odnosiłam wrażenie, że wszyscy tutaj zebrani
brzydzili się mną? Chyba faktycznie przez tyle lat nie dostrzegłam tego, co
zrobiłam ze swoim ciałem. Może jedzenie czekolady na zapomnienie o przeszłości
nie było dobrym pomysłem, ale żałuje tego i postaram się to naprawić.
-
Kochanie, ślicznie wyglądasz – zapewniła mnie pani Tomlinson. Powinno mi ulżyć,
ale nie ulżyło.
-
Dziękuję, proszę pani – uśmiechnęłam się lekko. Jej twarz rozpromieniła się na
ten gest, przez co wyglądała prawie jak Louis za czasów, gdy jeszcze się
uśmiechał. Już wiedziałam do kogo był podobny i po kim odziedziczył urodę.
-
Jaka tam pani, jestem Jay – wysunęła w moim kierunku swoją dłoń. Jej manicure był
bardzo odważny jak na wiek, w którym była.
Jak kto woli – pomyślałam i trochę zdecydowanie zbyt nieśmiało
uścisnęłam jej rękę.
-
Lana.
-
W takim razie, Lana, miło mi cię poznać – odezwał się w końcu pan Tomlinson.
-
Miło również – stwierdziłam grzecznie. Prosta rozmowa sprawiała mi problem,
bałam się mówić, gdyż lekko drżałam i nie wiedziałam, na ile mogę sobie
pozwolić przy takich ludziach. Trzymanie bruneta za rękę naprawdę mi w pewien
sposób pomogło. Bardzo lubiłam w nim te pozytywne cechy charakteru, chodź
dobrze wiedziałam, że udaje. A może jest gdzieś tam w środku dobry Louis?
Poczułam
się wtedy jak prawdziwa księżniczka na balu.
-
Czy to suknia od Aleksandra McQueen’a? – zapytała zachwycona pani Jay. Tak
szczerze nie miałam nawet pojęcia jaka metka przypięta była do tej sukienki i
nie obchodziło mnie to, chodź pomimo tego suknia była naprawdę piękna.
-
Louis, skarbie? – zwróciłam się do bruneta, improwizowałam. – To ty kupowałeś
mi to dzieło, może zdradzisz czy to projektant McQueen? – zapytałam z uśmiechem na twarzy. On przyłożył
do swojego podbródka dwa palce i udawał, że się zastanawia. – Zgadłaś mamo -
pogratulował jej.
-
Ma pani świetne oko – zauważyłam. Jak to się stało, że rodzice Tomlinsona są zupełnie
z innej bajki niż on sam? Chyba to pytanie retoryczne na zawsze pozostanie bez
odpowiedzi, jakie było jego przeznaczenie.
-
Lana, opowiedz coś o swoich rodzicach – z zamyślenia wyrwał mnie głos należący
do pana Tomlinsona. Moja rodzina, on chce o niej coś wiedzieć.
-
Proszę pana, to jest bankiet poświęcony pańskiej rocznicy ślubu z małżonką, nie
powinnam opowiadać o sobie - czemu ja nigdy
nie myślałam o aktorstwie? Może dlatego, że tylko podczas sytuacji
podbramkowych czuje przerażenie i robię zupełnie coś innego, pomimo że się boję?
-
Ona jest urocza! Louis jak ją wyrwałeś? Twoje byłe dziewczyny różnią się od
Lany – uradowany głos rozległ się po sali. Dobrze wiedziałam jakie były te jego
byłe dziewczyny, cholera.
Pojedyncze łzy spływały po
moich policzkach z taką prędkością, że nie nadążałam ich ścierać rękawem od
bluzy. Moje lekko zgarbione plecy dotykały zimnej powierzchni ściany, o którą
byłam oparta. Z niecierpliwością wyczekiwałam Louisa, który miał do mnie
przyjść, lecz to tylko niedoczekanie. Na ostatnich siłach podniosłam się z
wygodnego tapczanu i ruszyłam na dół. Delikatnie po cichu stawiając bose stopy,
pokonałam kilkanaście schodów w dół. Już w połowie drogi usłyszałam krzyki.
Może i byłam bezczelna, ale przysiadłam na przedostatnim schodzie i
przysłuchiwałam się tej ostrej wymianie zdań. Mój umysł rozpoznał trzy głosy, z
którego tylko jeden kojarzyłam, a należał on do Louisa.
- Ciekawa jestem ile osób
przeleciałeś, będąc ze mną w związku – zaczęła jedna.
-Ty dupku! Kochałam cię –
głos ten załamał się lekko. Nagle oświeciło mnie. Brunet nigdy nie należał do
tego lojalnego typu faceta i te dwie dziewczyny zbyt wiele sobie wyobrażały.
Czy powinnam go uratować? A może raczej postawić się w sytuacji tych dziewczyn?
Nie wiem czy dobrze postąpię, ale postanowiłam uratować go, w końcu i on pomógł
mi.
Podniosłam się i ruszyłam
do kuchni. Nie zauważyli mnie od razu. Stało się to, dopiero gdy podeszłam do
Louisa i lekko się do niego przytuliłam. Starałam przejść ten krótki dystans
zwrócona tyłem do moich „koleżanek”, gdyż moje oczy były lekko zaczerwienione. Nie
miałam żadnego planu, ale może gdy usłyszą o nowej zdobyczy Tomlinsona po
prostu odpuszczą?
- Kochanie, co tak długo?
- zapytałam lekko znudzona. Moje słowa
podziałały na nie jak płachta na byka, gdyż całe rozwścieczone zaczęły rzucać
obelgami we mnie. Puściłam oczko do Tomlinsona i odwróciłam się przodem do nich.
- Słuchajcie, kochane, nasz
czas jest bardzo cenny, właśnie wybieramy suknię na nasz ślub, więc czy mogłabyś
opuścić nasze mieszkanie? - oniemiały na moje słowa. Byłam dziewczyną i
wiedziałam jak działa nasz, tak skomplikowany dla facetów, mózg. Zdawałam sobie
sprawę, kiedy przekroczę cienką granicę i to właśnie było to.
- Louis czy... Przecież my
się pieprzyliśmy przedwczoraj – zaczęła ta, która go kocha. Zrobiło mi się
nawet jej żal, ale gdy jej obelgi przeniosły się na mnie, zaczęłam brnąć dalej.
Nie liczyła się wtedy dla mnie tylko pomoc przyjacielska, ale dowalenie tej
blondynie.
- Co z ciebie za idiotka,
że z nim jesteś, jak cię zdradza? – zapytała ta druga.
- Zastanów się, skarbie,
nad tym co powiedziałaś. Sama dałaś się oszukać i zostałaś zdradzona. Do tego
jeszcze miałaś nadzieję na coś więcej,
ale zgadnij kto wygrał! Ja, on jest mój i właśnie za miesiąc się pobieramy. Czy
mnie zdradził? Teoretycznie nie, gdyż sama mu na to pozwoliłam, ale nie
zdawałam sobie sprawy z tego, że wybierze takie idiotki, dlatego nie macie
czego tutaj szukać i możecie stąd wypierdalać - nie krzyczałam, lecz mówiłam
dość ostro, prawie przez zaciśnięte zęby. Dopiero gdy poczułam na biodrach duże
dłonie Louisa, moje nerwy opadły.
- Kochanie, spokojnie. W
twoim stanie to niewskazane – delikatnie opuszkami palców przejechał po
materiale mojej bluzki. Gdy w końcu dotarło do niech, że mamy mieć dziecko,
wściekłe wybiegły z pomieszczenia. Głośny trzask rozniósł się po mieszkaniu.
Ulga. Nie sądziłam, że aż tak się zdenerwuje.
- Oj Lana, Lana – zaczął
brunet, a mój żołądek skurczył się. Przecież nie może na mnie krzyczeć,
pomogłam mu. – Byłaś świetna – pochylił się nade mną i musnął ustami mój
policzek.
To
jest to! Wiedziałam, że na pewno więcej dziewczyn wisi mu przysługę. Mógł wziąć
każdą. Chudszą, ładniejszą, ale to ja mu kiedyś pomogłam. Wiedział, że świetnie
gram i z pewnością zdobędę sympatię u jego rodziców. Miałam ochotę przybić
sobie samej piątkę.
-
Tato, proszę cię, teraz mam Lane – zaczął Louis.
-
Wiem synu i jestem naprawdę z ciebie
dumny, lepszej dziewczyny nie mógłbyś znaleźć – aż mi w sercu zrobiło się cieplej na słowa pana
Tomlinsona.
- Myślałem, że znów mnie w jakiś sposób
oszukasz, by odziedziczyć moją firmę,
ale po poznaniu Lany czuję, że jesteś warty tego stanowiska i z ulgą na sercu
oddam ci moją posadę prezesa.
(…)
Dopiero
gdy weszłam do auta i usiadłam wygodnie na miejscu pasażera, cały stres, który
pojawił się odkąd ubrałam tą sukienkę, wreszcie odszedł w niepamięć. Nie miałam
ani siły, ani ochoty, by rozmyślać o tym jak wypadłam na spotkaniu z moimi
przyszłymi teściami. Jeżeli byłoby coś nie tak, z pewnością zostałabym poinformowana
przez mojego szefa, dlatego oparłam się łokciem o ramę drzwi i położyłam głowę
na dłoni. Byłam padnięta oraz głodna. Mój żołądek domagał się jedzenia, co sygnalizowały
dziwne dźwięki z okolic żołądka. Owinęłam się ręką w pasie i próbowałam się odprężyć.
Tylko 70% lubisz potrafi wyczuwać, gdy ktoś się na nich patrzy. Cóż, należałam
do tego grona, gdyż zorientowałam się, że wzrok Louisa wlepiony był we mnie.
-
Głodna? - zapytał chłodno. Nawet gdybym była, a byłam, w życiu, po tym jak
zaakcentował pytanie, nie odparłabym „tak”, chyba że okoliczności byłyby inne, a
na liczniku mojej wagi pokazywałaby się cyfra 40.
-
Wiem, że jesteś - odparł płytko. Czy on mnie podpuszcza, sprawdza ile jestem w
stanie wytrzymać na diecie? O ile głodówkę można w ogóle nazwać dietą.
Zagryzłam wargi, gdy zaczął wymieniać listę fast-foodów, która kiedyś była moją
codziennością. Gdy już miałam się złamać, w końcu dotarło do mnie, że mną
manipuluje. Nie ma mowy, nie wygrasz ze mną. Zdawałam sobie sprawę z tego, że
kłócenie się z nim prowadzi donikąd, dlatego zmieniłam temat.
-
Mogę ci zadać pytanie? - mój głos zadrżał. Spojrzałam w jego stronę, dokładnie
przyglądając się jego rekcji na moje zapytanie. Jego długie palce zacieśniły
się na kierownicy, a miedzy brwiami pojawiła się lekka zmarszczka. Na moment
przeniósł wzrok z drogi na mnie. Wtedy strach ogarnął mną jeszcze bardziej.
Zrobiło mi się sucho w gardle, nie mogłam nic powiedzieć. Żałowałam, że
zdołałam się odważyć i wypowiedziałam te cholerne słowa.
-
To zależy jakie - dopatrzyłam się w tym
arogancji.
Nie
było już odwrotu, ale jak miałam zacząć? Hmm… Skup się, Lana!
-
Czy… Znaczy się… Hmm… - plątałam się, na co popędził mnie gestem ręki. -
Pamiętasz tę sytuację parę lat temu, gdy przyjąłeś mnie pod swój dach? – pokiwał
głową.
-
Udawałaś moją żonę, pamiętam - na jego twarzy pojawił się uśmiech. Tak dawno go
nie widziałam. – Posłuchaj Gray, ja wcale nie chcę, byś ją udawała – dodał, a
ja zamarłam.
Przepraszam,że
tak długo, ale jestem w Krakowie i nie bardzo miałam jak wstawić.
Mam
nadzieje,że rozdział wam się podobał.
Ily,
jeśli tu już jesteś zostaw po sobie slad xx