23.02.2015

5. Posłuchaj, Gray

W życiu nadchodzi taki momenty, gdy zakochujesz się i czujesz, że chcesz zestarzeć się z tą osobą. Jesteś szczęśliwa i chcesz poznać członków rodziny swojego przyszłego partnera, to całkiem sielankowy obraz w kwestii małżeństwa. Tylko w moim przypadku to nie było wcale takie normalne. Nigdy nie planowałam z nikim przyszłości, byłam święcie przekonana o tym, że na starość zostanę sama z czterema psami, aż tu nagle zjawia się Louis i wywraca moje  dotychczasowe życie do góry nogami. Byłam ciekawa, kto spodziewał się dla mnie takiej świetlanej przyszłości. Małżonka u boku bogatego biznesmena. Świetny pozór. Minęło dopiero parę dni, odkąd stałam się jego niewolnicą . Muszę przyznać, że moje obawy z początku wydawały się śmieszne. Było całkiem inaczej. Nie gwałcił mnie i nie zmuszał do seksu, co prawda wyzywał mnie od grubych świń, przez co całkowicie straciłam poczucie własnej wartości, ale czułam się bezpiecznie. Głupie, ale tak było.
Otrząsnęłam się z mojego długiego przemyślania dopiero, gdy przede mną pojawiły się dwie sylwetki.  Państwo Tomlinson – wzięłam szybki wdech, a moje płuca wypełniło powietrze. Zesztywniałam niemalże natychmiast i ścisnęłam mocniej dłoń Louisa.
- Louis, synku – zaczęła pani Jay. Byłam wdzięczna brunetowi, że w samochodzie poinformował mnie, o tych, jak to stwierdził, podstawowych informacjach.
- Widzę, że nas nie kłamałeś – stwierdził wysoki, lekko zgarbiony mężczyzna, stojący obok pani Jay. Jak mogłam się tylko domyśleć był to jej mąż.
- A ile poznałeś moich narzeczonych? – zażartował Louis, podziwiałam go za to, że w takiej sytuacji potrafił żartować przy tym będąc nadal szarmanckim dupkiem.
- To twoja narzeczona? – wskazał na mnie, a ja zacisnęłam zęby. Czemu usłyszałam obrzydzenie w jego głosie? Czemu odnosiłam wrażenie, że wszyscy tutaj zebrani brzydzili się mną? Chyba faktycznie przez tyle lat nie dostrzegłam tego, co zrobiłam ze swoim ciałem. Może jedzenie czekolady na zapomnienie o przeszłości nie było dobrym pomysłem, ale żałuje tego i postaram się to naprawić.
- Kochanie, ślicznie wyglądasz – zapewniła mnie pani Tomlinson. Powinno mi ulżyć, ale nie ulżyło.
- Dziękuję, proszę pani – uśmiechnęłam się lekko. Jej twarz rozpromieniła się na ten gest, przez co wyglądała prawie jak Louis za czasów, gdy jeszcze się uśmiechał. Już wiedziałam do kogo był podobny i po kim odziedziczył urodę.
- Jaka tam pani, jestem Jay – wysunęła w moim kierunku swoją dłoń. Jej manicure był bardzo odważny jak na wiek, w którym była.  Jak kto woli – pomyślałam i trochę zdecydowanie zbyt nieśmiało uścisnęłam jej rękę.
- Lana.
- W takim razie, Lana, miło mi cię poznać – odezwał się w końcu pan Tomlinson.
- Miło również – stwierdziłam grzecznie. Prosta rozmowa sprawiała mi problem, bałam się mówić, gdyż lekko drżałam i nie wiedziałam, na ile mogę sobie pozwolić przy takich ludziach. Trzymanie bruneta za rękę naprawdę mi w pewien sposób pomogło. Bardzo lubiłam w nim te pozytywne cechy charakteru, chodź dobrze wiedziałam, że udaje. A może jest gdzieś tam w środku dobry Louis?
Poczułam się wtedy jak prawdziwa księżniczka na balu.
- Czy to suknia od Aleksandra McQueen’a? – zapytała zachwycona pani Jay. Tak szczerze nie miałam nawet pojęcia jaka metka przypięta była do tej sukienki i nie obchodziło mnie to, chodź pomimo tego suknia była naprawdę piękna.
- Louis, skarbie? – zwróciłam się do bruneta, improwizowałam. – To ty kupowałeś mi to dzieło, może zdradzisz czy to projektant McQueen? –  zapytałam z uśmiechem na twarzy. On przyłożył do swojego podbródka dwa palce i udawał, że się zastanawia. – Zgadłaś mamo - pogratulował jej.
- Ma pani świetne oko – zauważyłam. Jak to się stało, że rodzice Tomlinsona są zupełnie z innej bajki niż on sam? Chyba to pytanie retoryczne na zawsze pozostanie bez odpowiedzi, jakie było jego przeznaczenie.
- Lana, opowiedz coś o swoich rodzicach – z zamyślenia wyrwał mnie głos należący do pana Tomlinsona. Moja rodzina, on chce o niej coś wiedzieć.
- Proszę pana, to jest bankiet poświęcony pańskiej rocznicy ślubu z małżonką, nie powinnam  opowiadać o sobie - czemu ja nigdy nie myślałam o aktorstwie? Może dlatego, że tylko podczas sytuacji podbramkowych czuje przerażenie i robię zupełnie coś innego, pomimo że się boję?
- Ona jest urocza! Louis jak ją wyrwałeś? Twoje byłe dziewczyny różnią się od Lany – uradowany głos rozległ się po sali. Dobrze wiedziałam jakie były te jego byłe dziewczyny, cholera.


Pojedyncze łzy spływały po moich policzkach z taką prędkością, że nie nadążałam ich ścierać rękawem od bluzy. Moje lekko zgarbione plecy dotykały zimnej powierzchni ściany, o którą byłam oparta. Z niecierpliwością wyczekiwałam Louisa, który miał do mnie przyjść, lecz to tylko niedoczekanie. Na ostatnich siłach podniosłam się z wygodnego tapczanu i ruszyłam na dół. Delikatnie po cichu stawiając bose stopy, pokonałam kilkanaście schodów w dół. Już w połowie drogi usłyszałam krzyki. Może i byłam bezczelna, ale przysiadłam na przedostatnim schodzie i przysłuchiwałam się tej ostrej wymianie zdań. Mój umysł rozpoznał trzy głosy, z którego tylko jeden kojarzyłam, a należał on do Louisa.
- Ciekawa jestem ile osób przeleciałeś, będąc ze mną w związku – zaczęła jedna.
-Ty dupku! Kochałam cię – głos ten załamał się lekko. Nagle oświeciło mnie. Brunet nigdy nie należał do tego lojalnego typu faceta i te dwie dziewczyny zbyt wiele sobie wyobrażały. Czy powinnam go uratować? A może raczej postawić się w sytuacji tych dziewczyn? Nie wiem czy dobrze postąpię, ale postanowiłam uratować go, w końcu i on pomógł mi.
Podniosłam się i ruszyłam do kuchni. Nie zauważyli mnie od razu. Stało się to, dopiero gdy podeszłam do Louisa i lekko się do niego przytuliłam. Starałam przejść ten krótki dystans zwrócona tyłem do moich „koleżanek”, gdyż moje oczy były lekko zaczerwienione. Nie miałam żadnego planu, ale może gdy usłyszą o nowej zdobyczy Tomlinsona po prostu odpuszczą?
- Kochanie, co tak długo? -  zapytałam lekko znudzona. Moje słowa podziałały na nie jak płachta na byka, gdyż całe rozwścieczone zaczęły rzucać obelgami we mnie. Puściłam oczko do Tomlinsona i odwróciłam się przodem do nich.
- Słuchajcie, kochane, nasz czas jest bardzo cenny, właśnie wybieramy suknię na nasz ślub, więc czy mogłabyś opuścić nasze mieszkanie? - oniemiały na moje słowa. Byłam dziewczyną i wiedziałam jak działa nasz, tak skomplikowany dla facetów, mózg. Zdawałam sobie sprawę, kiedy przekroczę cienką granicę i to właśnie było to.
- Louis czy... Przecież my się pieprzyliśmy przedwczoraj – zaczęła ta, która go kocha. Zrobiło mi się nawet jej żal, ale gdy jej obelgi przeniosły się na mnie, zaczęłam brnąć dalej. Nie liczyła się wtedy dla mnie tylko pomoc przyjacielska, ale dowalenie tej blondynie.
- Co z ciebie za idiotka, że z nim jesteś, jak cię zdradza? – zapytała ta druga.
- Zastanów się, skarbie, nad tym co powiedziałaś. Sama dałaś się oszukać i zostałaś zdradzona. Do tego jeszcze  miałaś nadzieję na coś więcej, ale zgadnij kto wygrał! Ja, on jest mój i właśnie za miesiąc się pobieramy. Czy mnie zdradził? Teoretycznie nie, gdyż sama mu na to pozwoliłam, ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, że wybierze takie idiotki, dlatego nie macie czego tutaj szukać i możecie stąd wypierdalać - nie krzyczałam, lecz mówiłam dość ostro, prawie przez zaciśnięte zęby. Dopiero gdy poczułam na biodrach duże dłonie Louisa, moje nerwy opadły.
- Kochanie, spokojnie. W twoim stanie to niewskazane – delikatnie opuszkami palców przejechał po materiale mojej bluzki. Gdy w końcu dotarło do niech, że mamy mieć dziecko, wściekłe wybiegły z pomieszczenia. Głośny trzask rozniósł się po mieszkaniu. Ulga. Nie sądziłam, że aż tak się zdenerwuje.
- Oj Lana, Lana – zaczął brunet, a mój żołądek skurczył się. Przecież nie może na mnie krzyczeć, pomogłam mu. – Byłaś świetna – pochylił się nade mną i musnął ustami mój policzek.

To jest to! Wiedziałam, że na pewno więcej dziewczyn wisi mu przysługę. Mógł wziąć każdą. Chudszą, ładniejszą, ale to ja mu kiedyś pomogłam. Wiedział, że świetnie gram i z pewnością zdobędę sympatię u jego rodziców. Miałam ochotę przybić sobie samej piątkę.
- Tato, proszę cię, teraz mam Lane – zaczął Louis.
- Wiem  synu i jestem naprawdę z ciebie dumny, lepszej dziewczyny nie mógłbyś znaleźć – aż mi  w sercu zrobiło się cieplej na słowa pana Tomlinsona.
 - Myślałem, że znów mnie w jakiś sposób oszukasz, by odziedziczyć moją  firmę, ale po poznaniu Lany czuję, że jesteś warty tego stanowiska i z ulgą na sercu oddam ci moją posadę prezesa.

(…)

Dopiero gdy weszłam do auta i usiadłam wygodnie na miejscu pasażera, cały stres, który pojawił się odkąd ubrałam tą sukienkę, wreszcie odszedł w niepamięć. Nie miałam ani siły, ani ochoty, by rozmyślać o tym jak wypadłam na spotkaniu z moimi przyszłymi teściami. Jeżeli byłoby coś nie tak, z pewnością zostałabym poinformowana przez mojego szefa, dlatego oparłam się łokciem o ramę drzwi i położyłam głowę na dłoni. Byłam padnięta oraz głodna. Mój żołądek domagał się jedzenia, co sygnalizowały dziwne dźwięki z okolic żołądka. Owinęłam się ręką w pasie i próbowałam się odprężyć. Tylko 70% lubisz potrafi wyczuwać, gdy ktoś się na nich patrzy. Cóż, należałam do tego grona, gdyż zorientowałam się, że wzrok Louisa wlepiony był we mnie.
- Głodna? - zapytał chłodno. Nawet gdybym była, a byłam, w życiu, po tym jak zaakcentował pytanie, nie odparłabym „tak”, chyba że okoliczności byłyby inne, a na liczniku mojej wagi pokazywałaby się cyfra 40.
- Wiem, że jesteś - odparł płytko. Czy on mnie podpuszcza, sprawdza ile jestem w stanie wytrzymać na diecie? O ile głodówkę można w ogóle nazwać dietą. Zagryzłam wargi, gdy zaczął wymieniać listę fast-foodów, która kiedyś była moją codziennością. Gdy już miałam się złamać, w końcu dotarło do mnie, że mną manipuluje. Nie ma mowy, nie wygrasz ze mną. Zdawałam sobie sprawę z tego, że kłócenie się z nim prowadzi donikąd, dlatego zmieniłam temat.
- Mogę ci zadać pytanie? - mój głos zadrżał. Spojrzałam w jego stronę, dokładnie przyglądając się jego rekcji na moje zapytanie. Jego długie palce zacieśniły się na kierownicy, a miedzy brwiami pojawiła się lekka zmarszczka. Na moment przeniósł wzrok z drogi na mnie. Wtedy strach ogarnął mną jeszcze bardziej. Zrobiło mi się sucho w gardle, nie mogłam nic powiedzieć. Żałowałam, że zdołałam się odważyć i wypowiedziałam te cholerne słowa.
- To zależy jakie -  dopatrzyłam się w tym arogancji.
Nie było już odwrotu, ale jak miałam zacząć? Hmm… Skup się, Lana!
- Czy… Znaczy się… Hmm… - plątałam się, na co popędził mnie gestem ręki. - Pamiętasz tę sytuację parę lat temu, gdy przyjąłeś mnie pod swój dach? – pokiwał głową.

- Udawałaś moją żonę, pamiętam - na jego twarzy pojawił się uśmiech. Tak dawno go nie widziałam. – Posłuchaj Gray, ja wcale nie chcę, byś ją udawała – dodał, a ja zamarłam.



Przepraszam,że tak długo, ale jestem w Krakowie i nie bardzo miałam jak wstawić.
Mam nadzieje,że rozdział wam się podobał.
Ily, jeśli tu już jesteś zostaw po sobie slad xx
SZABLON AUTORSTWA JANE